Zamknij

''The Brutalist''. Długi, amerykański sen o betonie

09:46, 01.02.2025 Aktualizacja: 10:09, 01.02.2025
Skomentuj

Film „The Brutalist” wszedł na ekrany kin, zdobywając aż 10 nominacji do Oscara. Jest niemal pewne, że produkcja ta otrzyma przynajmniej jedną statuetkę, a może nawet kilka. Krytycy są zachwyceni, a film zdobywa rozgłos na całym świecie. Postanowiłem sprawdzić, czy nowa produkcja Brady'ego Corbeta zasługuje na takie uznanie i udałem się na premierę do Kina Apollo

„Brutalista” opowiada historię László Totha, węgierskiego żyda, który po koszmarze wojny i pobycie w obozie koncentracyjnym emigruje do Stanów Zjednoczonych. Jego żona Erzsébet i siostrzenica zostają w Europie, więc bohater filmu musi na obcej ziemi ułożyć sobie życie w pojedynkę... Do momentu, aż uda mu się ściągnąć rodzinę.

László w Europie był zasłużonym architektem, ale w Ameryce żyje skromnie i ledwie wiąże koniec z końcem. Jednak w pewnym momencie zbieg okoliczności sprawia, że na jego drodze pojawia się bogaty przemysłowiec Harrison Lee Van Buren, który oferuję mu zaprojektowanie monumentalnego centrum kulturalnego imienia jego zmarłej żony.

Film „The Brutalist” jest dokładnie taki jak wyżej wymieniona budowla. To precyzyjna, zbudowana z rozmachem forma, którą ciężko za pierwszym razem objąć wzrokiem. Jest wielowymiarowy, ale żaden z tych wymiarów nie jest w stanie nas zachwycić samodzielnie.

Liczba wątków, które pojawiają się w filmie, może przytłoczyć. Mamy m.in. holocaust, emigrację, architekturę, XX wiek, narkomanię, alkoholizm, rasizm, kapitalizm, przemoc seksualną, różnice kulturowe, religię i wszechobecną symbolikę. Śledzimy historię, która jest typowym amerykańskim snem, choć fabuła nie jest oparta na faktach.

 

Jest to tzw. film totalny. Można nawet śmiało powiedzieć, że kilka filmów o różnych stylach połączonych w jeden trzy i półgodzinny twór. Technicznie jest bardzo ciekawie. Film zrealizowano w formacie VistaVision (ostatni amerykański film w całości stworzony w tym formacie miał premierę w 1961 roku).

Brutalista ma swoje momenty i warto go obejrzeć, chociażby dla kilku świetnych scen, w których kadrowanie i praca kamery są niemal perfekcyjne. Muzyka nie zachwyca, ale jest umiejętnie wpleciona w odpowiednich momentach filmu. Gra aktorska trzyma wysoki poziom, chociaż nie można pozbyć się wrażenia, że gdzieś już te postaci widzieliśmy. Adrien Brody odtwarza schemat znany nam już z jego roli w Pianiście. Dołączając do niego cechy Niko Belicia (bohatera gry Grand Theft Auto IV). Guy Pearce gra z manierą Brada Pitta z Bękartów Wojny. Na uwagę zwraca Erzsébet Tóth grana przez Felicity Jones. Moim zdaniem jest to najciekawsza postać w filmie.

Dlaczego film niemal na pewno zdobędzie Oscary? „The Brutalist” jest uszyty pod nagrody – porusza wątki, które członkowie Akademii uwielbiają. Momentami bywa patetyczny, stara się być epicki, choć w gruncie rzeczy jest dosyć kameralny. Dotyka tematów tabu i kwestii rasowych, a także zrealizowany jest w stylu klasyków kina. Trudno jednoznacznie ocenić, czy sam stanie się takim klasykiem. Najlepiej przekonać się o tym samemu. „The Brutalist” możemy oglądać w wałbrzyskim Kinie Apollo.

Ocena 7/10

Szczegółowy repertuar znajdziesz tutaj

(P. Mistrzak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%