Od północy w piątek, 16 maja, wchodzimy w tryb wyborczego milczenia. Cisza wyborcza potrwa do niedzieli, 18 maja, do godziny 21:00. To oznacza jedno: koniec z agitacją, koniec z sondażami, koniec z politycznymi tyradami w internecie. Choć może kusi, żeby jeszcze wrzucić „ostatnie słowo”, lepiej zostawić je na później – dla własnego spokoju i portfela.
Agitacja schodzi ze sceny
Cisza wyborcza to taki moment, w którym wszyscy mają odetchnąć – nie tylko wyborcy, ale też kandydaci. Nie wolno wtedy organizować wieców, rozdawać ulotek, jeździć po mieście samochodem oklejonym politycznymi banerami (chyba że ten samochód stoi i udaje, że nie bierze udziału w kampanii). Zakazane są również wszelkie działania w internecie – w tym w mediach społecznościowych. Tak, Facebook też się liczy.
Komentarz typu „X to najlepszy kandydat, nie zawiedzie jak Y” może nie tylko rozgrzać znajomych, ale i przyciągnąć uwagę policji. A potem już tylko krok do wizyty w sądzie i grzywny, która potrafi zaboleć. Nawet milion złotych zaboleć.
Tak, komentarze też się liczą
Często zapominamy, że cisza wyborcza dotyczy również zwykłych internautów. Nie trzeba być kandydatem ani rzecznikiem partii, żeby złamać prawo. Wystarczy napisać komentarz na portalu informacyjnym albo udostępnić post z poparciem dla konkretnego polityka. Nawet lajki mogą wzbudzić wątpliwości, jeśli zostaną uznane za formę agitacji.
Co można? Zaskakująco sporo
Można za to – i to bez narażania się na karę – zachęcać do udziału w wyborach. W sobotę i niedzielę można powiedzieć: „Idź głosować!”, ale już nie: „Idź głosować na...” – i tu wstaw dowolne nazwisko, które natychmiast musisz wykasować z pamięci na 48 godzin. Można też mówić o frekwencji, ale tylko na podstawie danych z PKW, a nie wróżb z fusów albo przecieków z lokalu dziadka Henia.
Banery i plakaty mogą sobie wisieć – byle nie nowe. Co wisi, nie agituje. Co nowe, już tak.
Cisza dla głowy i emocji
Cisza wyborcza może się wydawać anachronizmem w dobie scrollowania, ale ma swój sens. To moment na refleksję, a nie na wyścigi ostatniej szansy. To czas, kiedy polityka powinna ustąpić miejsca zdrowemu rozsądkowi i wewnętrznemu kompasowi wyborcy. Czyli: odpocznijmy chwilę od kampanii. Nawet internet potrzebuje urlopu od polityki.
A w niedzielę – do urn. W ciszy. Ale z głową.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz