W Wałbrzychu festiwal o przewrotnej nazwie – „Uzależnieni od życia” to najlepszy dowód zmian, które zachodzą nie tylko w architekturze miasta, ale także w świadomosci społecznej. Choć nazwa brzmi jak slogan reklamowy, w tym miejscu ma znaczącą wartość. Przez dwa dni sala wypełniona była młodzieżą, seniorami, ekspertami i mieszkańcami, którzy zamiast narzekać, mówili o pasji, radości i o tym, jak piękne może być zwyczajne życie.
W Polsce sporo słyszy się o uzależnieniach – od alkoholu, od telefonu, od pracy. Wałbrzych postanowił zagrać tym stereotypom na nosie i zaproponować coś innego: uzależnienie od życia. Pomysł prosty, a zarazem zaskakujący, bo kto dziś potrafi z entuzjazmem opowiadać o codzienności? A jednak to właśnie tu, na Pogórzu Sudeckim, odbył się festiwal, który udowodnił, że można.
– Chcemy inspirować, wzmacniać i pokazywać, że życie – w każdym wieku i w każdej sytuacji – naprawdę może być piękne i szczęśliwe – mówiła otwierając wydarzenie Ewa Story, dyrektor MOPS w Wałbrzychu. Słowa padły jak manifest, a potem zrealizowały się w praktyce.
Bo przez dwa dni na scenie nie było celebrytów (choć finał z Dorotą Wellman ściągnął tłumy), tylko zwykli ludzie – młodzi, którzy opowiadali o pasji, seniorzy, którzy zarażali energią, i rodzice, którzy mimo trudności potrafią czerpać siłę z codzienności.
Młodzież słuchała o hejcie, o znaczeniu nawodnienia i o tym, że ciało to nie maszyna, którą można ignorować. Kulminacją była debata „Młodzi w mocy”, w której padły słowa, jakie nieczęsto słyszy się od nastolatków: „Mamy wpływ, możemy działać, świat stoi przed nami otworem”. W ustach 16- czy 17-latków nie brzmiało to jak frazes, ale jak obietnica.
Dorośli i seniorzy dostali z kolei coś, co wciąż bywa w Polsce tematem tabu: rozmowy o radosnym rodzicielstwie, sile dotyku, zdrowiu psychicznym i pasjach. – W górach poznaję siebie, przełamuję lęki i odnajduję spokój. To tam jest wszystko, co kocham – mówiła Joanna Figas, pracowniczka MOPS, i nie było w jej słowach patosu, tylko autentyczność.
Jeszcze większe poruszenie wywołała opowieść mamy z Fundacji „Kalejdoskop Autyzmu”: – Wsparcie rodziców w trudnych momentach jest bezcenne. Tylko dbając o siebie, możemy dać moc i nadzieję naszym dzieciom. W tych słowach kryła się prawda, która dotyczy wszystkich – niezależnie od tego, czy walczą z niepełnosprawnością dziecka, czy po prostu z codziennym zmęczeniem.
I wreszcie seniorzy. Często spychani na margines, w Wałbrzychu dostali przestrzeń, by pokazać, że nie zwalniają tempa. – Mają w sobie niesamowitą siłę, która uczy pokory i daje nadzieję. Bez nich nie byłoby tego festiwalu – podkreślała psycholożka Joanna Ziejło-Augun.
Dorota Wellman, wieńcząc spotkania, dorzuciła swoją receptę: „Życie, mimo nieprzewidywalności, jest najcenniejszą przygodą, a pasja – najlepszą inwestycją.”
„Uzależnieni od życia” nie jest zwykłym eventem z miejskiego kalendarza. Jest dowodem, że Wałbrzych – miasto naznaczone trudną historią transformacji i problemami społecznymi – potrafi spojrzeć na siebie inaczej. Tu zamiast czarno-białych narracji pojawia się kolor – radość, pasja, energia.
Festiwal pokazuje, że pomoc społeczna nie musi oznaczać kolejki po zasiłek, a może być impulsem do zmiany i źródłem siły. I może właśnie w tym tkwi paradoks – że w miejscu, gdzie przez lata mówiło się o biedzie i beznadziei, rodzi się dziś coś, co naprawdę uzależnia, ale ... od życia.
[FOTORELACJA]616[/FOTORELACJA]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Marek Szeles [email protected]