Bo jak tu promować turystykę, skoro nie ma gdzie pójść… za potrzebą?
Wałbrzych pięknieje. Serio. Kamienice błyszczą, po uliczkach kręcą się coraz liczniejsze grupki turystów. Ktoś je oprowadza, ktoś robi selfie z ratuszem w tle, ktoś inny szuka dobrej kawy. I nagle — bach! — życie pokazuje, że nie samą estetyką człowiek żyje. Bo co z tego, że miasto zachwyca, skoro nie ma gdzie pójść do toalety?
Tak, drodzy Państwo. Wałbrzych ma tylko dwie publiczne toalety. Jedną za Ratuszem, drugą na pl. Rycerskim. I to by było na tyle. Dwie ubikacje na całe miasto, które marzy o turystycznym boomie. Dwie oazy w morzu pełnym kawiarni, urzędów i zamkniętych drzwi z napisem “Toaleta tylko dla klientów”.
Zasady savoir-vivre’u, czyli jak zrobić siku z klasą
Spacer po centrum zaczyna przypominać grę terenową. Nie tę z harcerstwa, tylko survivalową. Bo gdy przyciśnie, zaczyna się gorączkowe rozglądanie: może jakaś knajpka? Może galeria? Może biblioteka? Ale nie, w większości przypadków słychać to magiczne zdanie: „tylko dla klientów”. I wtedy człowiek staje przed wyborem: kupić espresso za 14 zł albo ćwiczyć samokontrolę.
— Toaleta? Proszę bardzo, ale najpierw rachunek — zdają się mówić wałbrzyskie kawiarnie. I niby nic dziwnego, ale przydałoby się jednak jakieś miejsce, gdzie można po prostu wejść, odetchnąć… i wyjść z błogim wyrazem twarzy.
Urzędy też mają swoje zasady
No dobrze, może więc instytucje publiczne przyjdą z pomocą? W końcu jak urząd, to urząd — dla ludzi. Ale nie w Wałbrzychu.
Owszem, w Ratuszu załatwienie sprawy fizjologicznej nie stanowi problemu, ale w budynkach przy ul. Matejki sprawa wygląda już inaczej. Tam, jeśli można coś załatwić, to tylko urzędowo. Na szczęście pojawił się promyk nadziei — czynna toaleta dla interesantów przy ul. Kopernika. Hurra! Tyle że… trochę późno, bo kolejki po dowody osobiste ciągną się tam jak tasiemce, a pobliska toaleta publiczna nie zawsze jest czynna. Pytanie samo ciśnie się na usta: dlaczego dopiero teraz urzędowy petent może załatwić coś więcej niż tylko formalności?
Czystość? Cóż, powiedzmy, że bywa różnie
Zanim jednak zrzucimy całą winę na miasto, trzeba przyznać — toalety w Wałbrzychu mają też swoich „bohaterów”, którzy mogliby spokojnie wystąpić w reality show pod tytułem „To się naprawdę wydarzyło”. Panie sprzątające opowiadają rzeczy, od których włos się jeży — a niektóre sceny nadawałyby się tylko do emisji po 22:00. Ludzka wyobraźnia nie zna granic, zwłaszcza w zamkniętych pomieszczeniach z kafelkami i lustrem.
Może czas zrobić z tego… atrakcję turystyczną?
Skoro mamy Szlak Zamków Piastowskich, może pora na Szlak Wałbrzyskich Toalet? Krótki, bo składający się z dwóch punktów, ale za to wyjątkowo emocjonujący. A na końcu certyfikat: „Przetrwałem bez espresso i rachunku”.
A tak na serio — jeśli Wałbrzych chce być miastem otwartym, przyjaznym i nowoczesnym, to czas potraktować toaletę nie jak luksus, tylko jak cywilizacyjny standard. Bo piękne murale filmowe i deptaki to jedno, ale prawdziwy komfort miasta zaczyna się tam, gdzie kończą się eufemizmy.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz