Przy krajowej „35”, drodze łączącej Świdnicę z Wałbrzychem, stoi budowla, której nie sposób przeoczyć. Czerwone cegły, strzeliste wieżyczki, ostre łuki – niby bajkowy zamek, a jednak bardziej przypomina scenografię gotyckiego horroru. Pałac w Mokrzeszowie, choć nigdy formalnie nie był pałacem, od ponad stu lat patrzy pustymi oczodołami okien na tych, którzy mijają go w pędzie. To jeden z tych zabytków, które nie tylko opowiadają historię, ale przede wszystkim budzą niepokój.
Od misji do koszmaru
Wszystko zaczęło się pięknie. Kawalerowie Maltańscy, natchnieni chrześcijańską ideą niesienia pomocy, zbudowali tu w XIX wieku szpital i dom opieki. Miejsce tchnęło dobrem – zakonnicy opiekowali się chorymi, starszymi, cierpiącymi. W czasie I wojny światowej leczono tu pilotów Luftstreitkräfte, później działało sanatorium.
Ale XX wiek miał inne plany. W czasie II wojny światowej do Mokrzeszowa wkroczył cień. W murach tego budynku miał działać ośrodek nazistowskiego Lebensborn – tajnej organizacji stworzonej przez Heinricha Himmlera, której zadaniem było „oczyszczanie rasy”.
Kobiety o „nordyckim wyglądzie” trafiały tu, by rodzić dzieci przeznaczone do wychowania w duchu nazistowskiej ideologii. Matki często znikały, a dzieci – zabierano w głąb Rzeszy. Nikt nie potrafi dziś udowodnić tego jednoznacznie dokumentami, ale relacje mieszkańców są uderzająco spójne. Do dziś wielu mówi o „fabryce aryjskich dzieci” z Mokrzeszowa.
Koszary, szkoła, ośrodek dla urzędników
Po wojnie przez dwa lata rezydował tu garnizon radziecki. Potem pałac trafił w ręce państwa polskiego i zaczął pełnić funkcje praktyczne: szkoła rolnicza, ośrodek doskonalenia rolniczego, ośrodek kadr administracji.
W czasach PRL budynek nie miał w sobie nic z gotyckiej grozy – codzienność uczniów i kursantów wypełniała go zwyczajnym gwarem. Ale mury pamiętały coś innego. I być może dlatego wraz z upadkiem komunizmu nastał też upadek tego miejsca.
Prywatna własność, wielkie obietnice i cisza
W latach 90. pałac sprzedano prywatnym inwestorom z Niemiec. Mówili o luksusowym hotelu, o wielkich planach. Skończyło się na pustych deklaracjach. Dach zaczął przeciekać, okna wybito, wnętrza rozkradziono.
Wokół nowych właścicieli narosły plotki. Pojawiły się historie o tajemniczym zniknięciu, o śledztwie i listach gończych. O tym, że interesował ich nie hotel, lecz coś ukrytego w murach pałacu. Coś, co miało większą wartość niż 120 tys. marek, które za niego zapłacili.
Do dziś nikt nie rozwiał tych spekulacji.
Pałac na sprzedaż – ale kto odważy się go kupić?
Dziś właścicielem jest Skarb Państwa. Pałac o powierzchni 3000 m² i działce ponad 2 hektarów wystawiono za niespełna 2,5 mln zł. Cena – atrakcyjna. Koszt remontu – dziesiątki milionów złotych.
Problemem nie jest jednak tylko stan techniczny. To zła sława ciąży na pałacu. Urbexowcy i fotografowie chętnie zaglądają do jego wnętrz, ale inwestorzy trzymają się z dala. Jakby czuli, że razem z cegłami musieliby przejąć także ciemną przeszłość.
Milczący świadek
Patrząc na pałac w Mokrzeszowie, można się zachwycić. To przecież architektoniczna perełka Dolnego Śląska. Ale zachwyt szybko ustępuje dziwnemu poczuciu, że to miejsce nie powinno być martwe.
Czy kiedyś tchnie w nie życie ktoś odważny? Hotel, centrum kultury, sala koncertowa? A może pozostanie milczącym świadkiem historii, której lepiej nie dotykać?
Na razie stoi – jak wyrzut sumienia – i przypomina, że mury też mają pamięć.
[FOTORELACJA]553[/FOTORELACJA]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Marek Szeles [email protected]