Od jakiegoś czasu media społecznościowe i polityczne konferencje prawicowych ugrupowań w Polsce wypełnione są dramatycznymi hasłami o „tysiącach nielegalnych migrantów dziennie” przekraczających polsko-niemiecką granicę. Padają liczby, pojawiają się oskarżenia, towarzyszy temu lęk – o bezpieczeństwo, o przyszłość kraju, o „zalew imigrantów”. Ale wystarczy spojrzeć na dane z granicy przedstawiane przez Straż Graniczną, by dostrzec coś zupełnie innego. Nie histerię, nie najazd – lecz rzeczywistość, która daleka jest od sensacyjnych narracji.
Dane kontra narracje
Od 7 lipca funkcjonariusze Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej prowadzą tymczasowe kontrole na granicy z Niemcami. Działania te są zgodne z przepisami unijnymi i krajowymi, a ich celem – jak oficjalnie wskazano – jest przeciwdziałanie nielegalnej migracji oraz wzmacnianie bezpieczeństwa w regionie przygranicznym.
W ciągu tygodnia skontrolowano ponad 23 tysiące osób i blisko 9 tysięcy pojazdów. Ile z tych osób próbowało przekroczyć granicę nielegalnie? Zaledwie 11 cudzoziemcom – obywatelom Afganistanu, Syrii, Rosji, Wietnamu i Mołdawii – odmówiono wjazdu na teren Polski z powodu braku odpowiednich dokumentów. To mniej niż pół promila wszystkich kontrolowanych.
Trudno te dane uznać za dowód masowego „zalewu nielegalnych migrantów”, o którym mówią niektórzy politycy. W rzeczywistości to liczby, które nie odbiegają od typowych kontroli granicznych w krajach unijnych – zwłaszcza na pograniczu Schengen, gdzie ruch jest intensywny, ale ściśle regulowany.
Gdy granica staje się narzędziem politycznym
W retoryce przedstawicieli PiS i innych ugrupowań prawicowych granica przestaje być przestrzenią regulacji, a staje się symboliczną linią obrony – przed „innością”, przed zagrożeniem, przed wyobrażonym chaosem. Mówi się o tysiącach dziennie, o nieskutecznej ochronie, o państwie bezradnym wobec migracyjnego naporu i konieczności tworzenia społecznych grup kontrolujących granicę. Ale dane z granicy mówią: 11 odmów wjazdu. 3 zatrzymania poszukiwanych osób, w tym dwóch Polaków i jeden Gruzin. Zero przemocy. Zero chaosu. Zero masowych przekroczeń.
To nie znaczy, że problem migracji nie istnieje – bo istnieje. Ale jego skala, charakter i sposób, w jaki jest przedstawiany, ma znaczenie. I to właśnie manipulacja tą narracją staje się dziś jednym z największych zagrożeń – nie tyle dla granicy, co dla społecznego spokoju.
Straż Graniczna działa – i to skutecznie
Tymczasowa kontrola graniczna to rozwiązanie przewidziane przez przepisy unijne. Ma charakter prewencyjny i jest odpowiedzią na konkretne zjawiska – np. wzmożony ruch lub podejrzenia przemytu ludzi, a także podobne procedury podjęte przez władze niemieckie. To narzędzie, a nie manifest polityczny. Straż Graniczna współpracuje z policją, Żandarmerią Wojskową, WOT-em i innymi służbami. Wspólnie tworzą realne wsparcie dla bezpieczeństwa regionów przygranicznych.
Jednocześnie granica – zwłaszcza w regionach, gdzie ludzie żyją po obu jej stronach, pracują, handlują, uczą się – nie powinna być elementem lęku, ale odpowiedzialnej polityki. Działania służb pokazują, że Polska nie jest „bezbronna”, jak chcą to przedstawić niektóre środowiska.
Granica faktów i emocji
Prawdziwa problem to nie granica między Polską a Niemcami, ale między faktami a emocjami. Między liczbą „11” a narracją o „tysiącach dziennie”. Między pracą służb a polityczną retoryką opartą na strachu. To, że temat migracji będzie obecny w kampaniach wyborczych, jest oczywiste. Ale warto zadać sobie pytanie – ilu cudzoziemców naprawdę widujemy na co dzień? I ilu z nich to ludzie bez twarzy, a ilu – sąsiedzi, współpracownicy, lekarze, uczniowie, kierowcy czy sprzedawcy?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz