Wczoraj w Wałbrzychu zawyły syreny. Oficjalnie – tylko test. Nieoficjalnie – przypomnienie, że zagrożenia, o których kiedyś czytaliśmy w gazetach, dziś mogą dotknąć każdego z nas. Od wojny, przez cyberataki, blackout, po coraz gwałtowniejsze burze i powodzie. Rzeczywistość boleśnie pokazuje, że bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze.
W tym samym czasie na stronach rządowych pojawił się „Poradnik bezpieczeństwa” – dokument, który ma pomóc każdemu z nas przetrwać w sytuacji kryzysowej. Z pewnością nie jest to kolejna broszura, którą można wrzucić do szuflady. To mapa drogowa przetrwania – jak spakować plecak ewakuacyjny, jak rozpoznać sygnały alarmowe, gdzie się schronić, jak ratować życie, gdy minuty liczą się podwójnie.
Wiedza, którą trzeba podać dalej
Problem w tym, że drukowana wersja poradnika trafi do naszych domów dopiero w 2026 roku. To za późno, by biernie czekać. Dlatego dziś ogromną rolę do odegrania ma każdy z nas. Bo co z tego, że poradnik jest dostępny online, skoro tysiące seniorów nie korzysta z internetu?
To właśnie oni – osoby starsze, często samotne – najbardziej potrzebują tej wiedzy. To do nich powinniśmy pójść z kartką w ręku, wyjaśnić, jak brzmi sygnał alarmowy, jak przygotować zapasy, jak działa plan ewakuacji. Bo w chwili próby nie będzie czasu na tłumaczenia.
Solidarność to najlepsza broń
Wspólnotę mierzy się nie liczbą zebranych lajków, ale tym, czy potrafimy zadbać o najsłabszych. Właśnie teraz każdy sąsiad, wnuk czy znajomy może stać się „łącznikiem bezpieczeństwa” – osobą, która przekaże wiedzę dalej.
„Poradnik bezpieczeństwa” sam z siebie nikogo nie uratuje. To tylko narzędzie. To, czy spełni swoją rolę, zależy od tego, czy weźmiemy go na serio.
Bo syreny w Wałbrzychu można wyłączyć po kilku minutach. Ale zagrożenia, które symbolizują, nie znikną tak łatwo.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz