Muzyka, która budzi wspomnienia, otwiera oczy i przypomina, że to, co wspólne, jest piękne. Na Placu Teatralnym w Wałbrzychu wydarzyło się coś więcej niż koncert. To była podróż – emocjonalna, kulturowa, niemal duchowa. Operetka Wrocławska zaprosiła mieszkańców miasta do wspólnego słuchania pieśni z niemal całej Europy, tworząc przestrzeń, w której różnorodność nie dzieli, ale wzrusza, łączy i inspiruje.
W czasach, gdy tak łatwo zamknąć się w swoim świecie, w swoich problemach, w granicach – ktoś odważył się je przekroczyć. I zrobił to przez muzykę.
Pieśni, które mają korzenie i skrzydła
Program koncertu był jak mapa dźwięków, które wyrosły z różnych zakątków Europy – od polskich łąk po greckie wybrzeża, od chłodnej Finlandii po roztańczoną Serbię. Publiczność usłyszała utwory z aż 14 krajów, a każdy z nich niósł inną opowieść. O miłości, o tęsknocie, o codzienności i świętach, o przodkach i o nas samych.
To właśnie siła tej muzyki – etnicznej, ludowej, narodowej – że nie potrzebuje tłumaczenia. Czasem wystarczy melodia, rytm, tonacja, by uruchomić emocje, które są uniwersalne. Pieśni, które kiedyś śpiewano przy ogniskach, w domach, podczas pracy i świąt – dziś zabrzmiały na miejskim placu, w sercu Wałbrzycha, i udowodniły, że wciąż mają głos.
Artyści, którzy nie tylko śpiewają – oni opowiadają
Na scenie pojawiła się czołówka Operetki Wrocławskiej: Joanna Kolbuszewska, Sybilla Michałek, Liza Wesołowska, Damian Domalewski, Tomasz Maleszewski i Tomasz Nowakowski. Każdy z nich z ogromną wrażliwością wchodził w klimat danej pieśni – czy to była pogodna francuska ballada, czy głęboko melancholijna ukraińska kołysanka.
Za wyjątkowe aranżacje i muzyczne opracowania odpowiadał Mateusz Kwapień – i był to prawdziwy majstersztyk. Nie tylko oddał ducha oryginałów, ale też stworzył przestrzeń do nowego odczytania tych utworów. W rolę prowadzącego koncert wcielił się Maciej Michałkowski, który z pasją i lekkością snuł opowieści o każdym z krajów, o kulturze i historii ukrytej w dźwiękach.
Wałbrzych w roli słuchacza – i współuczestnika
Najpiękniejsze w tym koncercie było to, że publiczność nie była tylko biernym odbiorcą. Ludzie chłonęli dźwięki, śledzili historie, uśmiechali się, wzruszali. Czasem nawet śpiewali cicho pod nosem. W tym wspólnym przeżywaniu muzyki coś się wydarzyło – jakaś zmiana perspektywy.
Bo Wałbrzych, tak często opisywany przez pryzmat przeszłości przemysłowej, zasłużył na takie wydarzenia. Na kulturę, która nie wyklucza, ale zaprasza. Na emocje, które leczą zmęczenie codziennością. Na wieczór, który zostaje w głowie jeszcze długo po ostatnim akordzie.
Europa bez granic – choćby na jeden wieczór
Ten koncert nie był tylko występem artystycznym. To była opowieść o Europie, o wspólnocie, o dziedzictwie, które nas różni, ale i łączy. W czasach, gdy łatwo mówić o podziałach, o "swoich" i "obcych" – Operetka Wrocławska przypomniała, że pieśń nie ma paszportu. Że emocje są uniwersalne. Że Wałbrzych też jest częścią tej wielobarwnej opowieści.
I że warto, naprawdę warto, otworzyć się na taki dźwięk.
[FOTORELACJA]474[/FOTORELACJA]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz