W piątkowy wieczór Wałbrzych zamienił się w nadmorską tawernę. Zamiast szumu fal – dźwięki gitar i bębnów, zamiast wiatru w żaglach – wiatr emocji. W klubie A’Propos odbył się koncert zespołu Grupa Wysokiego Ryzyka, który udowodnił, że szanty wciąż potrafią porwać tłumy i że duch żeglarskiej przygody żyje daleko od morza.
Morska energia pod Chełmcem
Publiczność wypełniła klub po brzegi, a od pierwszych dźwięków było wiadomo, że to nie będzie zwykły koncert. „Grupa Wysokiego Ryzyka” zagrała z pasją i autentycznością, której nie da się podrobić. Ich muzyka nie potrzebuje efektów specjalnych – wystarczy kilka akordów, by przenieść słuchaczy na pokład starego żaglowca, gdzie w powietrzu unosi się zapach soli i przygody.
– Nie chodzi o perfekcję, tylko o wspólne przeżywanie. O to, żebyśmy razem śpiewali i czuli, że jesteśmy częścią tej samej historii – stwierdził jeden z widzów, a publiczność potwierdzała to chóralnym śpiewem.
Od Okudżawy po Klenczona
Repertuar był zróżnicowany, ale spójny duchem. Obok klasycznych szant zabrzmiały ballady Bułata Okudżawy, a także legendarne „Dziesięć w skali Beauforta” z repertuaru Krzysztofa Klenczona – utwór, który stał się hitowym momentem wieczoru. Sala eksplodowała śpiewem, a w powietrzu czuć było coś, czego nie da się zmierzyć żadną skalą.
Między piosenkami muzycy żartowali, opowiadali o rejsach i spotkaniach z ludźmi, którzy – podobnie jak oni – mają morze w sercu. To właśnie ten autentyzm sprawia, że Grupa Wysokiego Ryzyka przyciąga nie tylko miłośników żeglarstwa, ale wszystkich, którzy cenią muzykę z duszą.
Tawerna, której nie trzeba szukać nad morzem
Koncert w A’Propos po raz kolejny pokazał, że Wałbrzych ma publiczność głodną wydarzeń z prawdziwym klimatem. Klub stał się miejscem spotkania pokoleń – młodzi, starsi, ci, którzy pamiętają rejsy po Mazurach, i ci, którzy o morzu tylko marzą. W dobie muzyki cyfrowej i koncertów transmitowanych przez ekrany, to spotkanie „na żywo” miało w sobie coś niezwykle szczerego. Był śmiech, była zaduma, była wspólnota – i to właśnie ona, nie perfekcja techniczna, jest istotą muzyki szantowej.
Pożegnanie z refrenem
Wieczór zakończył się owacją i bisami. Publiczność długo nie chciała wypuścić muzyków ze sceny. I choć za oknami klubu nie słychać było fal a pod nimi nie cumowały łajby tylko samochody, to przez kilka godzin Wałbrzych naprawdę pachniał morzem. Grupa Wysokiego Ryzyka przypomniała, że szanty to nie tylko piosenki o żeglowaniu – to sposób myślenia o świecie: z odwagą, z dystansem, z uśmiechem.
Koncert w A’Propos był dowodem na to, że dobra muzyka nie potrzebuje oceanu. Czasem wystarczy scena, kilku muzyków i publiczność, która wie, że życie – jak rejs – najlepiej smakuje z odrobiną humoru, dystansu i szklaneczką rumu w dłoni.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz