Od lat krąży po Dolnym Śląsku niczym duch – raz widziany w Wałbrzychu, raz w Górach Sowich, a teraz znowu „niemal pewny” w Świdnicy. Złoty Pociąg. Skarb, który miał odmienić historię i… turystykę regionu. Najnowsza odsłona tej telenoweli kończy się jednak jak zwykle: pociąg dalej nie ruszył, a poszukiwacze zamiast złota dostali zgodę na machanie saperką.
Tunel saperką? Brzmi poważnie
Nadleśnictwo Świdnica, chcąc być w porządku, wydało zgodę na prace poszukiwawcze. Ale tylko ręczne. Bez odwiertów, bez ciężkiego sprzętu, bez georadarów. Wyobrażenie, że ktoś z entuzjazmem kopie kilometry podziemnego tunelu przy pomocy łopaty, to scenariusz raczej dla kabaretu niż dla poszukiwaczy skarbów. Nadleśniczy mówi wprost: „temat jest zawieszony”. Trudno się dziwić – ręczne odkopywanie rzekomego składu przypomina raczej letnie zajęcia harcerskie niż poważną operację archeologiczną.
„Trzy wagony w tunelu” – czyli klasyka gatunku
Grupa „Złoty Pociąg 2025” jeszcze niedawno zapewniała, że lokalizacja jest pewna w stu procentach. Ba, nawet podawano szczegóły: trzy wagony, 12 metrów długości, cztery szerokości i wysokości. Brzmi jak folder reklamowy. A teraz? Cisza. Bo jak tu ruszyć do tunelu z łopatką? I jak przekonać opinię publiczną, że „skarb stulecia” da się znaleźć bez choćby jednego odwiertu?
Mit, który karmi się sam sobą
Historycy przypominają – żadnych dokumentów potwierdzających istnienie takiego transportu nie ma. Ani listu przewozowego, ani zeznań niemieckich oficerów, ani nawet przypadkowej wzmianki w archiwach. Ale kogo to obchodzi? W końcu Złoty Pociąg jest jak Yeti – każdy słyszał, nikt nie widział, ale legenda żyje świetnie. A im mniej dowodów, tym więcej wyobraźni.
Złoty, ale marketing
Czy w tunelach naprawdę ukryty jest pociąg pełen kosztowności? Tego nie wiadomo. Ale pewne jest jedno – mit Złotego Pociągu działa jak złoty interes. Każde wznowienie poszukiwań to darmowa reklama dla regionu, tłumy turystów i kolejne artykuły w światowych mediach. Skarbem stają się więc nie wagony, ale sama opowieść, którą od lat sprzedajemy światu z coraz większą wprawą.
Finał, którego nie ma
Złoty Pociąg to legenda, która – paradoksalnie – nie potrzebuje odkrycia. Im mniej realnych dowodów, tym dłużej można opowiadać o „tajemnicy ukrytej pod ziemią”. I tak od dekad: trochę sensacji, trochę archeologii, trochę PR-u.
Czy Złoty Pociąg istnieje? Pewnie tak, ale tylko w zbiorowej wyobraźni. A tam, jak widać, ma się całkiem dobrze.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Marek Szeles [email protected]